Wyobraźcie sobie ten dzień, jest lipiec, środek polskiego lata. Od rana słońce grzało zupełnie tak jak we Włoszech. Mimo korków, które napotkałam na swojej drodze, w końcu dojechałam do Villi Love i co? zgadnijcie! Od razu zakochałem się w tym miejscu. Piękna włoska konstrukcja, wszędzie gliniane donice, niebieskie drzwi, drzewka oliwne, winorośle, baldachim nad włoskim tarasem i wszędzie rozwieszone lampki. Jednym słowem – sztos.
Koło południa chmury zaczęły ciemnieć i powoli zamieniać się w deszcz. Czy przeszkodziło nam to, aby ten dzień był przepiękny? Absolutnie nie. Co prawda, zamiast przygotowań w plenerze, były przygotowania w jednym z pokoi Villi Love ale uważam, że są równie piękne jak te, które mieliśmy wykonać. Nasze przygotowania nie były standardowe, wykonaliśmy sesję panny młodej w bieliźnie, a dopiero później, po otwarciu prosecco zaczęliśmy standardowe ubieranie.
Kilka szybkich kadrów i w końcu nadszedł czas na ceremonię ślubną! Jaka ona była? Piękna! Nie brakowało dekoracji, czyli włoskich gałązek oliwnych, czy włoskich cytrusów – cytryn. Całość na każdym kroku przenosiła nas do słonecznej Italii. W końcu nie wziął się znikąd przydomek Villa Love – Polska Toskania. Oprócz tego, że ceremonia była włoska i piękna to była też humanistyczna czyli taka, jaką lubię najbardziej.
A po ceremonii humanistycznej i zaślubinach, w górze były płatki róż, które doprowadziły nas do pięknej, kameralnej, aranżacji weselnej. Oczywiście nie brakowało pierwszego tańca, toastu, napisu miłość i prosecco bike’a.
Wesele było poprowadzone na luzie i chociaż posiadało swój plan, to każdy przede wszystkim skupiał się na miłości młodej pary, swojemu towarzystwu i oczywiście super zabawie. Ania z Bartkiem bawili się świetnie i nie musieli niczym zaprzątać sobie głowy bo nad całością imprezy czuwała profesjonalna koordynatorka ślubna. Ten dzień uzmysłowił mi, że wynajęcie wedding plannera pozwala odsunąć na bok stres i pilnowanie godziny…. jedyne co pozostaje to dobra zabawa.